27 listopada 2015

Everest

Od kiedy urodził się Julek zmuszeni byliśmy ograniczyć z Bartkiem nasze wypady do kina do niezbędnego do życia minimum. Po pierwsze, załatwienie opieki nie jest takie proste, po drugie - jeżeli już wszechświat podaruje nam tę cenną chwilę we dwoje, często wolimy ją spędzić naprawdę robiąc coś razem, zamiast gapić się obok siebie w wielki ekran. Tak naprawdę, aby wybrać się do kina, czekaliśmy na coś naprawdę wyjątkowego. I doczekaliśmy się. 

Film Everest wgniata w fotel. W dystrybucji dostępne są dwie wersje - 2D i 3D - ja zdecydowanie polecam tę drugą. Fabuła jest prosta - grupa ambitnych ludzi decyduje się na zdobycie Muont Everestu - wynajmują jedną z licznych firm specjalizujących się w tej dziedzinie i ruszają. Nie ma w tym filmie wielkich bohaterów, patetycznych scen i pieśni pochwalnych na temat gór. Jest surowa przyroda i człowiek, który nie ma żadnych szans w starciu z brutalną naturą. Znamienne są sceny, w których widać, jak silniejszy powiew wiatru może w ciągu dosłownie ułamka sekundy pozbawić kogoś życia - nie ma tu żadnych efektów typu powolne spadanie w przepaść, ostatni krzyk, wyciąganie rąk do przyjaciela. Jest sekunda - był człowiek i nagle go nie ma - jak w życiu. 

Jeszcze raz to powiem - jeżeli zdecydujecie się na ten film, warto dopłacić i obejrzeć go w wersji trójwymiarowej. Dzięki temu można poczuć się naprawdę jak na 8-tysięczniku - podziwiać piękne widoki, poczuć zimny powiew wiatru i przypomnieć sobie, że we wszechświecie jesteśmy tylko malutką mróweczką, bezsilną wobec przyrody. 
Udostępnij:

Powiązane posty: